Poznań zawsze kojarzył mi się z koziołkami i rogalami. Jak padła propozycja wyjazdu na weekend to z przyjemnością z niej skorzystałam. Do tej pory byłam tam tylko raz i zapamiętałam koziołki, które jak się okazało nie są jedyną atrakcja tego miasta.
Z Warszawy do Poznania dotarliśmy pociągiem. Późnym wieczorem przechodziliśmy przez mocno imprezowy rynek. Bawiący się młodzi ludzie zupełnie mi nie przeszkadzają, sama byłam studentką i korzystałam z rynkowych imprez, ale petom pod klubami zdecydowanie mówię nie.
Nocowaliśmy w Hotelu PURO, zależało nam na noclegu blisko rynku, ale jednocześnie nie w samym jego centrum.
Hotel został nowocześnie urządzony, z przestronnym lobby, gdzie można odpocząć, napić się kawy z ekspresu dostępnej dla gości hotelowych i poczytać poranną prasówkę. Dostaliśmy czysty dwuosobowy pokój z małżeńskim łożem, całkiem przytulny jak na hotelowe pokoje. Z dużego balkonowego okna rozpościerał się widok na zamek i hotelowe patio. Na kawowym stoliku stojącym pod oknem czekały na nas dwie butelki wody mineralnej. Na wyposażeniu pokoju był tablet, za pomocą którego mogliśmy zarządzać telewizją, oświetleniem i klimatyzacją. Posiadał podstawowe informacje dotyczące doby hotelowej, możliwość wymeldowania się i zamówienia do pokoju żelazka, szlafroku lub śniadania. Śniadania – płatne osobno- w formie bufetu serwowano w hotelowej restauracji. Bardzo smaczne i obfite, ale drogie. Hotel oferował zwiedzanie rynku z przewodnikiem, za darmo.
Zdjęcia hotelu pochodzą ze strony booking.com, przez którą rezerwowaliśmy nocleg.
Poznań ma duży rynek i to od niego rozpoczęliśmy sobotnie zwiedzanie. Zachwyciły mnie małe, kolorowe kamieniczki.
Główna atrakcja poznańskiego rynku – koziołki – zgromadziła już przed południem masę turystów, grup zorganizowanych i takich gapiów jak my. O 12.00 wyjechały z wieży nad zegarem i delikatnie bodły się rogami. Wokół rynku mieszczą się restauracje i puby, które w słoneczne dni zapraszają do swoich ogródków. Kolejnym punktem na naszej liście było „Rogalowe Muzeum” o którym słyszałem dużo dobrego. W tym stosunkowo młodym muzeum odbywają się pokazy pieczenia rogali świętomarcińskich poprzedzone krótką nauką gwary poznańskiej. Dowiedzieliśmy się, że „Pyry” to poznańskie ziemniaki, a „Gzik” to ser. Od początku do końca obejrzeliśmy pokaz wyrabiania poznańskich rogali i zobaczyliśmy jak naprawdę powinny wyglądać. Brzmi może mało ciekawie, ale naprawdę warto to zobaczyć. To nie tylko muzeum, ale też zabawa dla dużych i małych ogromna jest w tym zasługa prowadzących. Muzeum oferuje pokaz pieczenia rogali z pokazem koziołkowym. Bielaty można kupić bezpośrednio przed pokazem lub przez internet. Cena za bilet normalny to 18 zł, pokaz z koziołkami to cena 21 zł.
Spacerując wzdłuż trasy turystycznej Traktu Królewsko – Cesarskiego dotarliśmy do Katedry Poznańskiej.
Poznań ma jeden z najstarszych polskich kościołów. Rozbudowywana i modernizowana katedra obecnie jest w stylu gotyckim. Ma piękne surowe wnętrza z licznymi kaplicami w tym ze Złotą Kaplicą. W podziemiach, do których wchodzi się za niewielką opłata, obejrzeliśmy film przedstawiający historie katedry. Zobaczyliśmy też pozostałości nagrobków Mieszka I i Bolesława Chrobrego.
Obiado- kolację zdecydowaliśmy się zjeść w „Brovarii” na rynku.
Jest to bar, restauracja i hotel w jednym. Dostaliśmy stolik w Sali Piwnej to największa sala, obok kadzi i zbiorników buforowych. Zamówiliśmy grzane piwo miodowe okazało się świetnym wyborem. Dania główne były pięknie podane i smakowały tak jak wyglądały. Cena piw to 10-12 zł, a danie główne to ok. 40 zł.
Ostatnim punktem programu był koncert zespołu Dirty Bend i sentymentalna podróż w czasie w lata 60.
Było to muzyczno-taneczne przedstawienie, podczas którego przypomnieliśmy sobie wszystkie przeboje z kultowego filmu Dirty Dancing. Muzyka wykonywana na żywo, była tłem dla zespołu tanecznego składającego się z 30 tancerzy. Koncert inspirowany był filmem, który w skrócie został przedstawiony przez tancerzy. Uwielbiam Dirty Dancing i jego ścieżkę dźwiękową. Ten film jest tak pozytywny i bezpretensjonalny, że za każdym razem sprawia mi dużo radości. A piosenka “She’s Like the Wind” była inspiracją do jednego z moich tekstów. Dlatego cieszyłam się jak dziecko na samą myśl o koncercie. Koncert oglądało się i słuchało bardzo przyjemnie, a kolejne sceny z filmu były bardzo dobrze odegrane przez tanecznych aktorów. Z niecierpliwością czekałam na ostatnią, finałową scenę. Była dokładnie taka jak w filmie. Na koniec, tancerze prosili osoby z widowni do tańca. Niestety nie załapałam się, ale i tak wyszłam z ogromnym uśmiechem i radością w sercu. Pewnie osoba znająca się bardziej na tańcu, znalazła by jakieś niedociągnięcia czy wpadki. Dla mnie było najważniejsze, że mogłam tam być, posłuchać ulubionej muzyki na żywo i spędzić miły wieczór z mężem.
Poniżej możesz w skrócie zobaczyć jak to wyglądało.
W niedziele po hotelowym obfitym śniadaniu spacerkiem wybraliśmy się na dworzec. Korzystaliśmy z pierwszych wiosennych promieni słonecznych i chłonęliśmy atmosferę miasta. Poznań zaskoczył mnie smakami ( pyszny obiad, piwo, śniadania, kawa, rogale). Hotel okazał się bardzo dobrym wyborem, wygodny pokój, bardzo dobra lokalizacja. Jeżeli będziemy mieli możliwość na pewno jeszcze skorzystamy z sieci PURO. Zaskoczeniem dla mnie było to, że ludzie nie sprzątają po swoich pupilach, a pety rzucają przed siebie. Jak to mówią:
“Co kraj to obyczaj”.
Takie krótkie wypady do innego miasta pozwalają mi na oderwanie się od codzienności i zasmakowanie czegoś nowego.
W jakim mieście ostatnio byłaś? Może polecisz mi coś na kolejny miejski weekend?